PROŚBA O MODLITWĘ!

PROŚBA O MODLITWĘ!

W dniach 7-10 kwietnia 2024 r. odbędzie się Kapituła Generalna i wybory do Zarządu naszej...

Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

Dz 4, 32-35. Pierwsza lektura z drugiej niedzieli wielkanocnej tegorocznego cyklu, to tak zwane...

Słowo Życia - kwiecień 2024

Słowo Życia - kwiecień 2024

„Pan mój i Bóg mój!” J 20, 28 Liturgiczny okres wielkanocny to czas spotkania z Jezusem...

CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

    Błogosławionych, pełnych nadziei Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.    

PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

Jr 31, 31-34. Wielkie, monumentalne, spisane pod wpływem potężnego, niezachwianego ducha...

ŻYWY CHRYSTUS - IV Niedziela Wielkiego Postu

ŻYWY CHRYSTUS - IV Niedziela Wielkiego Postu

2 Krn 36, 14-16.19-23. Niedziela radości albo pociechy pośród skupienia i pokuty, jest dniem...

  • PROŚBA O MODLITWĘ!

    PROŚBA O MODLITWĘ!

  • Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

    Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

  • Słowo Życia - kwiecień 2024

    Słowo Życia - kwiecień 2024

  • CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

    CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

  • PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

    PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

  • ŻYWY CHRYSTUS - IV Niedziela Wielkiego Postu

    ŻYWY CHRYSTUS - IV Niedziela Wielkiego Postu

Pragniemy być razem z Maryją

IMG_0231.JPG

 

 

    Zaczyna się październik, miesiąc tradycyjnie poświęcony różańcowi świętemu. W wielu kościołach, ale także domach, zbierają się miłośnicy tej modlitwy i ci, którzy może jeszcze jej nie ukochali, ale już doświadczyli jej mocy. Ponieważ jest to „modlitwa z mocą”. Niewątpliwie nie dla wszystkich jest ona łatwa, szczególnie na początku, jednak przez nią dokonują się prawdziwe cuda w życiu ludzi i całych rodzin. Jakże wiele zwycięstw na świecie dokonało się przez różaniec! Wspomnijmy choćby bitwy pod Lepanto, Chocimiem, Wiedniem, Cud nad Wisłą czy bezkrwawą rewolucję na Filipinach. Wielu rodziców modli się w Różach Różańcowych Rodziców za swoje dzieci.

I pamiętamy też o starszych, samotnych i chorych, dla których różaniec jest nieodłączną częścią dnia i życia (często ukrytego) dla Boga z Maryją. Ci, którzy chcą modlić się na różańcu, ale trudno im znaleźć czas, mogą prosić Maryję o zorganizowanie go, załatwione jak w Banku! (Niebieskim).

Pragniemy u progu tego szczególnego czasu serdecznie zaprosić do odmawiania różańca. Intencji na pewno nie brakuje, a jeśli by komuś jednak zabrakło, może modlić się w intencjach Matki Bożej. Proponujemy zestaw rozważań do wszystkich części oraz odpowiedzi na niektóre pytania i dwa świadectwa. Nie dotyczą stricte modlitwy różańcowej, ale mogą być pomocą w pogłębianiu przyjaźni z Maryją, czego z serca życzymy.

Odpowiedzi na pytania pochodzą z książki W. Wermtera CPPS Kultura Maryjna, wydanej w Częstochowie w 1996 roku przez Wydawnictwo Misjonarzy Krwi Chrystusa, natomiast świadectwa są fragmentem książki Maryja. Siostra – Matka – Królowa tego samego autora i Wydawnictwa, z roku 2002.

Czy ma sens odmawianie różańca, jeśli nie można się skoncentrować?

Dobre odmawianie różańca nie polega na tym, że przez cały czas rozmyślamy nad słowami, które akurat wypowiadamy, powtarzając Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo czy podobne modlitwy. Modlitwa różańcowa jest modlitwą kontemplacyjną. Trwamy pewien czas przed Panem Bogiem, powtarzając i rozważając w sobie pewną formułę. W przypadku różańca do Matki Bożej pragniemy być razem z Maryją. Jak dziecko, które wieczorem opowiada mamie wszystko, co przeżyło w ciągu dnia, tak i my razem z Maryją chcemy przemyśleć wszystkie wydarzenia naszego dnia. Nie wszystko, co przychodzi nam do głowy, musi być roztargnieniem – może stać się także ubogaceniem tego rozważania. Trzeba uczyć się wędrować od poszczególnych tajemnic różańca świętego poprzez słowa Zdrowaś Maryjo do wydarzeń dnia i z powrotem do tajemnicy. Ważne jest, by na początku modlitwy różańcowej uświadomić sobie, że chodzi o czas spędzony razem z Maryją. Trzeba otwierać i ogrzewać swoje serce dla Niej, która z radością prowadzi nas do Jezusa. Nie liczenie paciorków, ale oddawanie się Bogu przez Maryję stanowi sens, wartość i piękno codziennej modlitwy różańcowej. (s. 69-70)

Jak można oddawać Bogu wszystko przez Maryję?

Myślę, że najlepiej jest myśleć o Maryi jako o Matce. Wobec Matki zawsze jesteśmy dziećmi. Uważam, że w ten sposób najlepiej zrozumiemy, co to znaczy: iść nie samemu, ale razem z Nią. Wyobraźmy sobie, że do kraju przyjeżdża Ojciec święty i mała dziewczynka ma wręczyć mu kwiaty. Bardzo się boi. Jak dobrze, jeżeli mama idzie razem z nią! Może ostatnie pół metra pójdzie już sama, ale jest tak potrzebne, by mama była jeszcze blisko. Bliskość mamy daje dziecku pokój, pewność, bezpieczeństwo, siły, zaufanie. To wszystko, jak sądzę, daje nam Maryja – jeżeli mamy się przybliżać do Pana Boga będąc takimi „maluchami” które są tak niepewne, nie wiedzą jak i co mówić, jak zrobić ostatnie kroki. Bliskość Maryi, Matki daje nam pokój.

W naszej niepewności wobec Pana Boga chcemy po prostu być dziećmi. Pan Jezus nawet wymagał tego mówiąc: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Jeżeli już mamy tam wejść jako dzieci, to najlepiej razem z Mamą. Jej bliskość daje nam to, co dzieciom bliskość matki.

Jeżeli jest duża grupa dzieci bez mamy, to od razu zaczynają się kłócić i bić. Jeżeli jest mama (nie musi cały czas zajmować się nimi – wystarczy, jeśli jest w pobliżu), to potrafią się bawić i jest pomiędzy nimi dobra atmosfera, bo odczuwa się jej obecność. Jeżeli żyjemy w obecności Maryi, to jest więcej kultury duchowej: potrafimy być razem w inny sposób, potrafimy bawić się, być cierpliwi, kochać, przebaczać, przyjmować drugiego. Wystarczy Jej obecność – nie musi Ona ciągle mówić, robić czegoś albo ingerować. Jest bardzo ważne, aby była w nas taka „kultura maryjna”, duchowość maryjna.

Uważam, że Maryja jest obecna pod krzyżem właśnie dlatego, że nawet sam Jezus chciał dać Panu Bogu tę największą i najświętszą Ofiarę na krzyżu razem z Nią, w pewnym sensie przez Nią. Nie chciał być bez Jej obecności w tym najważniejszym momencie życia i śmierci. W ten sposób chcemy żyć Chrystusem w obecności Maryi. (s. 81-82)

Powierz Matce.

Wsiadając do samochodu marki Żuk, poczułam przenikliwy niepokój. Zaczęłam zastanawiać się, co się dzieje, skąd ten nieuzasadniony strach. Może dlatego, że już wieczór i ciemno? Ale przecież nie pierwszy raz jadę po ciemku. Za kierownicą siedział mój syn, który jako kierowca też nie wzbudzał we mnie obaw. „Może to nic takiego… – pomyślałam – A może to jednak jakiś znak z nieba, który chce mnie ostrzec? Może nie powinnam tego bagatelizować?”

W sercu czułam przynaglającą myśl: „Powierz się Matce, powierz Jej wszystkich”. Modliłam się całym sercem i zaufaniem, nucąc przy wtórze silnika: „O Pani, ufność nasza w modlitwy Twej obronie. Ratuj, ratuj, Królowo pokoju!” (Słowo „ratuj” samo wchodziło mi w tekst piosenki maryjnej). Czułam, że ta modlitwa daje pokój, poczucie bezpieczeństwa, umacnia moją ufność w to, że co by się nie stało, Maryja jest z nami i nie zostawi nas.

Gdy ujechaliśmy około 2 kilometrów, pod maską silnika nagle wybuchł pożar. Syn zatrzymał samochód i krzyknął: „Pali się! Szybko wysiadajcie!”. Za chwilę powtórzył: „Niech mamusia szybko wysiada!” Mąż otworzył drzwi i podał mi rękę. Wysiadłam spokojnie, bez paniki. Z szoferki buchał ogień, mąż wsadził rękę w płomienie i chwycił jeszcze moją torebkę. Ktoś krzyknął: „Uciekajcie daleko, bo zaraz wybuchnie!”.

Odeszłam dalej i modląc się żarliwie, prosiłam Maryję o pomoc, o ratunek, aby nikomu nic się nie stało oraz aby ocaliła ten samochód – jedyne narzędzie pracy moich synów, jedyna szansa i nadzieja utrzymania. Inny kierowca, widząc łunę ognia, przybiegł ze swoją nową gaśnicą, która zrobiła tylko „psyk”… Ogień wzbijał się do nieba. Nie było czym go gasić.

Z mojego serca wydobyło się błaganie: „Matuchno kochana, wymyśl coś, żeby ugasili pożar”. Wtedy syn przypomniał sobie, że ma na pace dwudziestolitrowy baniak z wodą. Pośpiesznie wlał ją do płonącej szoferki, na maskę z silnikiem. Pożar został ugaszony wodą i pomimo ogromnego żaru szyby nie popękały. Mąż z synami został, aby zaholować samochód z powrotem do rodziców i zobaczyć, czy coś da się jeszcze przy nim zrobić. My, pozostali, poszliśmy na przystanek autobusowy.

Na drugi dzień mąż i synowie wrócili sprawnym żukiem. Dziwili się i cieszyli, że po takim wielkim pożarze nie było przy nim wielkiej roboty. Mąż oglądał mnie ze wszystkich stron, nie mógł uwierzyć, że nie jestem poparzona. Mówił, że przecież wyciągał mnie z płomieni! A mnie nic nie było, tylko rąbek swetra był lekko przypalony. W chwili wypadku wydawało mi się, że płomienie były daleko ode mnie. Dopiero, gdy weszłam do środka samochodu i usiadłam na siedzeniu, zobaczyłam, że tam nie było miejsca na „daleko”, a maska była tuż przy samych nogach. (str. 195-196)               S.B.

Pomogła znaleźć wolę Bożą.

Do szpitala poszłam ze Słowem Życia: Z Tobą, Maryjo! i Panie, zostań z nami. Codziennie prosiłam Pana Boga, żeby był ze mną i prowadził lekarzy. Wszystkie moje trudy w badaniach przyjmowałam z myślą o Jezusie i Jemu ofiarowywałam.

Lekarze powiedzieli, że operacja może całkowicie pomóc, ale też może bardzo zaszkodzić i mnie zostawili decyzję. Nie wiedziałam, co zrobić, jak zadecydować. Jedno kusiło, drugie przerażało. Szukałam pomocy w Ewangelii i przeczytałam słowa: Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? (Mk 14, 17b). Czułam wyrzut Jezusa: „Jeszcze nie pojmujesz i nie rozumiesz, taka jesteś tępa?”. W myślach krążyły mocne słowa Jezusa, a ja wciąż nie wiedziałam, co mam robić i co będzie większym wyrazem tej mojej tępoty: może to, że nie zgodzę się na operację i będę miała ten krzyż do końca życia? A może to, że pójdę na operację i jeżeli wystąpią komplikacje, to będę miała jeszcze większy krzyż albo nawet umrę przez swoją głupotę? Byłam całkowicie bezradna, nie potrafiłam wybrać, co jest Wolą Bożą.

Prosiłam: „Panie Jezu, skoro już wiesz, że jestem tępa i nie rozumiem, to proszę, zadecyduj za mnie, bo ja nic nie pojmuję i bez Ciebie jestem niczym”. Został wyznaczony dzień operacji. Oddałam się całkowicie w opiekę Jezusowi i Maryi. Czułam przeogromną Ich bliskość i całkowity pokój. W sercu modliłam się: „Maryjo, jeżeli będzie Wolą Bożą, żeby tej operacji nie było, to proszę, zrób coś, żeby jej nie było, a jeżeli to jest Wola Boża, to prowadź mnie na operację. Z Tobą, Maryjo, jestem gotowa na wszystko, zrób tak, aby było dobrze, aby Jezus był zadowolony.” W tym ogromnym zaufaniu, wspartym mocą Mszy świętej i modlitwą rodziny naturalnej i duchowej, spokojnie usnęłam.

Rano, gdy byłam całkowicie przygotowana do operacji, przyszli lekarze i powiedzieli, że operacji nie będzie i mogę iść do domu, a w wyznaczonym czasie mam się zgłosić na tomografię. Pojęłam i zrozumiałam, że Maryja nie chciała prowadzić mnie na operację i ochroniła mnie od nowego krzyża albo od śmierci. Przepełniła mnie przeogromna wdzięczność i radość za Bożą decyzję, za łaskę zaufania, za Mszę świętą, za wszystkich, którzy się modlili za mnie, za cały piękny świat. Mimo mojej dolegliwości czuję się dobrze i mogę służyć Bogu, dziękując. (str. 189-190)                       S.B.

Wsłuchiwać się…

Oboje z mężem pochodzimy z rodzin, gdzie ojcowie nie spełniali należycie swojej roli. Brakowało przykładu rodziców w spełnianiu obowiązków religijnych, a pobożność sprowadzała się do uczestnictwa zaledwie w kilku Mszach świętych w roku. Wszelkie wartości duchowe były nie na swoim miejscu, brakowało wspólnej modlitwy w rodzinie. Jako ludzie dorośli zbudowaliśmy nasz dom na podobnym niepewnym fundamencie.

Kiedy przyszły na świat dzieci, przyjęliśmy je z radością, ale nasza miłość do nich była źle pojmowana, wkrótce przerodziła się w nadopiekuńczość. Osiem lat różnicy między narodzinami syna i córki spowodowało, że syn długo wzrastał będąc jedynakiem. Swoje negatywne wzorce wyniesione z domu rodzinnego przeniosłam szybko na łono własnej rodziny.

Brakowało przede wszystkim dobrej współpracy z Panem Bogiem. Za późno zrozumiałam, że kochać to też stawiać wymagania. Kochałam na swój sposób, a przez miłość zwalniałam syna z większości obowiązków. Tolerowałam lenistwo, kłamstwo, wagary. Nie wpoiłam poczucia obowiązku, odpowiedzialności, modlitwy. Jako nastoletni chłopiec stał się krnąbrny i uparty, nie szanował niczego ani nikogo, a w szczególności nas, rodziców. Po pierwszej jego ucieczce z domu zaczęłam analizować i dostrzegać swoje błędy wychowawcze. Próbowałam się modlić, gdyż uważałam, że Pan Bóg zadziała natychmiast, stanie się cud, który odmieni moje dziecko. Błędy popełnione przez kilka lat coraz bardziej pogarszały nasze relacje z synem.

Oboje z mężem oskarżaliśmy się i obarczali winą za zaistniałą sytuację. Syn jako człowiek dorosły zupełnie zerwał z nami kontakt, zawierał podejrzane znajomości, wpadał w długi, które my konsekwentnie spłacaliśmy, aby przypadkiem nie stała się jakaś krzywda. On z cynizmem wykorzystywał resztki naszej cierpliwości, staczając się coraz bardziej na dno.

Nadszedł czas, że wreszcie: „dość”. Choć nadal bardzo go kochałam, przestałam służyć pomocą, wydobywać z błota – postanowiłam wszystkie te trudne sprawy powierzyć Panu Bogu przez Maryję. Był wtedy akurat maj i powzięłam postanowienie uczestnictwa we wszystkich nabożeństwach majowych i konsekwentnie to postanowienie wypełniłam. Kiedy w ostatnim dniu maj wychodziłam z kościoła zawiedziona, że Pan Bóg milczy, spotkałam przy drzwiach osobę, która zbierała chętne osoby do Żywego Różańca. Kiedy podeszłam, została już tylko jedna tajemnica z części radosnej: Odnalezienie Pana Jezusa w świątyni.

Był to dla mnie przełomowy moment i znak od Boga, że jednak nie jestem Mu obojętna. Z radością ofiarowałam Bogu tę tajemnicę o nawrócenie syna, którą będę odmawiać codziennie do końca życia.

Po tym wydarzeniu zaczęłam bardziej wsłuchiwać się w Wolę Pana Boga. Zrozumiałam, że to On wie lepiej, co jest dla mnie dobre, i zsyłając mi ten krzyż okazał wielkie miłosierdzie wobec naszej rodziny. Starałam się wtedy upodobnić do Maryi, która najbardziej pomaga starającym się Ją naśladować. Kochałam dalej pomimo trudności. Zaufałam Bogu przez Maryję i otrzymałam wielki dar, dar modlitwy, który staram się rozwijać, który pogłębia mój kontakt z Panem Bogiem. Patrząc na trudności poprzez wiarę, zyskaliśmy nowy układ partnerski z naszym synem. Poprzez własne cierpienie zrozumiał swoje błędy. Jak w przypowieści biblijnej o miłosiernym ojcu i synu marnotrawnym, powoli odzyskuje zaufanie i pozycję w rodzinie. (str. 192-194)                          T.Ś.

Przygotowała s. Gertruda Bociąg MSC.