Nawigacja strony
MYŚL DNIA
Słowo Życia
…wrzuciła wszystko, co miała… (Mk 12, 44)
Może warto dzisiaj zbliżyć się do otwartego Serca Jezusowego, które jak skarbona pomieści Twoje i moje,
i każde „wszystko”. Złóżmy w Jego głębi wszystkie nasze lęki, obawy, niepewności ...
List do MPJ - listopad
Miasteczko Krwi Chrystusa, listopad 2015
Mój Drogi/moja Droga!
Witam Cię serdecznie!
Czy udało Ci się usiąść Panu Jezusowi na kolanach i poopowiadać o tym, co u Ciebie słychać? Odpowiedział? Na pewno, pytanie, czy udało się na tyle otworzyć serce, by usłyszeć odpowiedź.
Dziś zapraszam do zapoznania się i zaprzyjaźnienia ze swoim Patronem, którego otrzymaliśmy na chrzcie – to ten Święty, którego imię nosisz. 1.11. jest Uroczystość Wszystkich Świętych: tych, których Kościół nazwał błogosławionymi i świętymi i tych, o których nikt nie wie, a są w niebie. Myślę, że jest Ich wielu. I na pewno chętnie pomogą nam stawać się prawdziwymi przyjaciółmi Jezusa. Oni już osiągnęli cel – wieczne szczęście i wiedzą, którędy do nieba najlepiej. Prośmy Ich o pomoc, z radością nam pomogą. Przykład – kiedy przeszło 10 lat temu zamieszkałam w Miasteczku i samochodem marki Żuk woziłam dzieci do szkoły (nigdy wcześniej Żukiem nie jeździłam, więc się bałam, do tego łatwo umiem zabłądzić, pomylić drogę…), prosiłam św. Ojca Pio, by mi pomagał, zawsze trafiłam do domu (choć czasem z przygodami) i nigdy nic mi się nie stało. Inny przykład – w domu rodzinnym nie za dużo gotowałam, a kiedy przyszłam do Zgromadzenia, trzeba było gotować na 80-90-100 osób. Wyobrażasz sobie? Wiem, że to tylko dzięki pomocy Matki Bożej mi się to udawało. A kiedy trzeba napalić w piecu (w Miasteczku też to czasem robię jesienią), zawsze pomaga mi św. Florian. Wiem, on jest patronem strażaków, ale co ma zrobić, kiedy wie, że liczę na niego? Pomaga niezawodnie.
Zapraszam Cię zatem do zapoznania się z postacią Twojego Patrona, jeśli nie masz takiego od „pierwszego” imienia (ja od chrztu jestem Izabella i nic nie słyszałam o św. Izabelli, mam okazję być pierwszą), to od drugiego (ja jestem Barbara, św. Barbara jest i to na dodatek wielka Święta!). i nie tylko do zapoznania się – do zaprzyjaźnienia się! Najlepiej zacząć przez ufną modlitwę do niego.
Jeszcze jedna ważna rzecz. 2.11. mamy dzień zaduszny. Szczególnie modlimy się wtedy o niebo dla dusz w czyśćcu cierpiących. Nie zapomnij o nich w modlitwie – bardzo czekają na naszą pomoc. Można im pomóc także przez to, że prosimy je o pomoc (żadne wywoływanie duchów!), np. ja często modlę się o niebo dla nich, a kiedy wyruszam w drogę, proszę, aby czyśćcowe dusze ofiar wypadków strzegły mnie – żebym ja nie uległa wypadkowi i ja go nie spowodowała. Może warto prosić te dusze o taką pomoc, szczególnie podczas wyjazdów na groby, jest wtedy bardzo dużo wypadków i dużo ludzi ginie.
Przesyłam Ci opowiadanie o św. Marcinie. Jego wspomnienie obchodzimy 11.11. W moim rodzinnym Poznaniu mamy ulicę „Święty Marcin” i na niej w tym dniu wiele się dzieje (np. „św. Marcin” jedzie na białym koniu), jedyny raz w roku można wtedy kupić przepyszne i wyjątkowe rogale („marcińskie”). Aż szkoda, że już nie mieszkam w Poznaniu… przynajmniej w okolicy imienin św. Marcina…
Pozdrawiam Ciebie i Twoją Rodzinę. Pamiętam o Tobie w modlitwie.
Płaszcz świętego Marcina
Będziesz legionistą, tak jak ja! — oświadczył zdecydowanie ojciec piętnastoletniego Marcina. — Nie po to nadałem ci imię pochodzące od imienia boga wojny —Marsa, żebyś siedział w domu.
– Ale ja nie chcę być żołnierzem! — próbował się bronić Marcin. — Wierzę w Chrystusa, a On nie pozwala zabijać.
– Bzdury! — twarz ojca poczerwieniała z gniewu. — Nie pozwolę ci przyjąć chrztu i stać się jak ta owca prowadzona na rzeź.
– Wolę to niż przelewanie cudzej krwi — trwał przy swoim chłopak.
– Posłużysz parę lat w wojsku, to zmienisz zdanie — zakończył rozmowę ojciec. Nie było rady. Marcin z ciężkim sercem przywdział strój legionisty. – Nikogo nie zabiję, choćby mi samemu przyszło zginąć — obiecywał sobie w duchu.
– Dziwny to żołnierz — mówiono o nim. — Cichy, pokorny. Ktoś widział nawet, jak czyścił buty własnemu ordynansowi. Niby nosi miecz u boku, ale nie używa go zgodnie z przeznaczeniem. Ostatnio przeciął nim swój własny płaszcz. Dlaczego? Ano spotkał u bram miasta na wpół nagiego, drżącego z zimna żebraka i podzielił się z nim odzieniem. W nocy przyśnił mu się Chrystus w połowie jego płaszcza. „Oto jak przyodział mnie mój katechumen, Marcin" — mówił Zbawiciel do otaczających Go aniołów. Po tym wydarzeniu młodzieniec jeszcze bardziej poczuł się żołnierzem Chrystusa; przyjął chrzest i rozpoczął starania o zwolnienie z wojska. Niestety właśnie w owym czasie barbarzyńcy stanęli u granic państwa. Cesarz Julian zmobilizował wojsko. Szykowała się bitwa. Każdy legionista otrzymał podwójny żołd. Jakież było zdumienie wszystkich, gdy Marcin oświadczył, że nie weźmie tych pieniędzy, bo... nie będzie walczył.
– Jak to nie będziesz walczył? — rozgniewał się dowódca.
– Jestem chrześcijaninem i nie wolno mi zabijać —wyjaśnił młody żołnierz.
– Wiesz, kim jesteś? Tchórzem! — usłyszał twarde słowa.
– To bojaźń Boża, a nie strach! — próbował wyjaśniać.
– Doprawdy — w głosie dowódcy zabrzmiała ironia.
– A czy zasłużę na wiarę, jeśli sam i bez broni wyjdę przeciw nieprzyjacielowi? — zapytał uparty chrześcijanin. Dowódca nie dał się zbić z tropu.
– Trzymam cię za słowo — oświadczył i wezwał straże. — Miejcie na niego oko — rozkazał. — Jutro okaże się, czy jest tak odważny, jak mówi.
Marcin całą noc spędził na modlitwie, a rano odłożył miecz, przeżegnał się i stanął przed pierwszym szeregiem. Już ruszał, gdy zobaczono barbarzyńskich posłów. Przybyli z orędziem pokoju. O dziwo nie stawiali żadnych warunków. Po prostu wycofali się i już. Legioniści odnieśli zwycięstwo nie przelewając ani kropli krwi.
– To cud! — wołali żołnierze i uszczęśliwieni ściskali prawicę prawdziwego zwycięzcy — świętego Marcina.
Ewa Stadtmuller, Legendy o świętych, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2006, 23-26