MYŚL DNIA

O Krwi Jezusa, upajaj mnie Twoją świętą miłością. O śmierci Jezusa, spraw, bym wyrzekł się każdego ziemskiego przywiązania. Św. Alfons Maria de Liguori
Readmore

Słowo Życia

…wrzuciła wszystko, co miała… (Mk 12, 44)

Może warto dzisiaj zbliżyć się do otwartego Serca Jezusowego, które jak skarbona pomieści Twoje i moje,

i każde „wszystko”. Złóżmy w Jego głębi wszystkie nasze lęki, obawy, niepewności ...

Czytaj więcej  

Kalendarz

listopad 2024
N P W Ś C Pt S
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Opowiadania do listu na wrzesień

dynia.jpg

 

 

DWA WRÓBELKI

Dwa wróble siedziały zgodnie wśród gałęzi wierzby.

Jeden usadowił się na czubku drzewa, drugi – dużo niżej, w zacisznym rozwidleniu gałązek.

Po pewnym czasie wróbelek siedzący na górze, chcąc zawrzeć znajomość z drugim, powiedział:

– Och, jakie piękne są te zielone liście!

Wróbelek z dołu uznał to za prowokację i odparł sucho:

– Czy jesteś ślepy? Nie widzisz, że te liście są białe?

 

Ten z góry krzyknął zdenerwowany:

– Sam jesteś ślepy! Liście są zielone!

– Wróbel siedzący na dole uniósł dziób i stwierdził:

– Założę się o pióra z mojego ogona, że te liście są białe. A ty nic nie rozumiesz. Głupi jesteś!

W tym momencie wróbelek z góry poczuł, że krew się w nim gotuje i nie namyślając się długo, sfrunął ku swemu przeciwnikowi, aby dać mu nauczkę. Ten zaś nawet nie drgnął. Kiedy tak dwa wróbelki siedziały naprzeciwko siebie, z piórami nastroszonymi ze złości, przed rozpoczęciem pojedynku miały jeszcze tyle rozsądku, by spojrzeć w górę. Wróbelek, który sfrunął ze szczytu wierzby, zawołał ze zdziwieniem:

– Och! Zobacz, te liście są naprawdę białe!

I powiedział do swego niedawnego wroga:

– Polećmy tam, gdzie siedziałem przedtem!

Oba wróble poleciały na najwyższą gałąź wierzby i zgodnie orzekły:

– Te liście są zielone!

Nie osądzaj nikogo, jeżeli przedtem nie chodziłeś przez godzinę w jego butach.

Bruno Ferrero, 365 krótkich opowiadań dla ducha

 

ZWARIOWANE MIASTO

Istniało kiedyś malutkie miasteczko, w którym, choć było podobne do wszystkich innych, zdarzały się bardzo dziwne rzeczy. Dzieci zapomniały o odrabianiu lekcji, dorośli zapominali o zdejmowaniu butów przed pójściem spać, na ulicy nikt nikogo nie pozdrawiał. Zamknięte były drzwi do kościoła. Nie biły dzwony. Nikt nie umiał się modlić.

Pewnego poniedziałkowego poranka nauczyciel zapytał swoich uczniów:

– Dlaczego wczoraj nie przyszliście do szkoły?

– Przecież wczoraj była niedziela! – odpowiedzieli uczniowie. – W niedzielę przecież nie ma szkoły.

– Dlaczego? – zapytał nauczyciel.

Uczniowie jednak nie umieli odpowiedzieć na to pytanie. Zbliżało się Boże Narodzenie.

– Dlaczego śpiewa się takie piękne pieśni? Czy dlatego, że na choince są świeczki?

Nikt nie wiedział, co odpowiedzieć.

Pokłóciło się dwóch przyjaciół: wyzywali się tak bardzo, że aż ochrypli. – Teraz nie mam już żadnego przyjaciela – następnego dnia rozmyślał jeden z nich. Nie wiedział, jak ma żyć dalej.

Małe miasteczko stawało się coraz bardziej szare i smutne. Ludzie każdego dnia byli bardziej samolubni i kłótliwi.

– Wydaje mi się, że zapomnieliśmy o czymś – powtarzali wszyscy.

Pewnego dnia pomiędzy dachami domów hulał bardzo silny wiatr, tak silny, że swoją mocą poruszył kościelne dzwony. Najmniejszy z dzwonów wydał z siebie miły głos.

Nagle wszyscy ludzie się zatrzymali i spojrzeli w górę. Wtedy jakiś człowiek wykrzyknął za wszystkich:

– Już wiem, o czym zapomnieliśmy: o Bogu!

Jeżeli jest nadzieja na tym świecie, to tylko dlatego, że rozbrzmiewa jeszcze imię Boga. Miliony osób wiążą z tym imieniem radości i lęki własnego istnienia. To jedyne imię, które niesie w sobie ciężar ludzkości i które wszystkiemu nadaje sens. Dlatego też nie możemy zrezygnować z wypowiadania imienia Pana z należnym szacunkiem i oddaniem.

 

Bruno Ferrero, 365 krótkich opowiadań dla ducha

NA WZÓR MARYI

Pewnej nocy miałem cudowny sen. Zobaczyłem długą drogę, która z ziemi pięła się ku górze, by zginąć pośród chmur, kierując się ku niebu. Nie była to jednak droga wygodna. Co więcej, pełna była przeszkód, usiana zardzewiałymi gwoźdźmi, ostrymi i tnącymi kamieniami, kawałkami szkła. Ludzie wędrowali tą drogą boso. Gwoździe wbijały się w ciało, ludzie mieli zakrwawione stopy. Mimo to nie rezygnowali, chcieli dojść do nieba. Każdy krok wywoływał cierpienie, a wędrówka była powolna i trudna. Lecz potem w moim śnie ujrzałem Jezusa, który szedł naprzód. On również szedł boso. Szedł wolno, ale zdecydowanie. I ani razu nie zranił sobie stopy.

Jezus szedł i szedł. Wreszcie dotarł do nieba i tam usiadł na wielkim złocistym tronie. Spoglądał w dół, obserwując tych, którzy usiłowali wejść. Spojrzeniem i gestami zachęcał ich. Zaraz po Nim szła również Maryja, Jego Matka.

Maryja szła jeszcze szybciej, niż Jezus. Wiecie dlaczego? Stawiała swe stopy na śladach pozostawionych przez Jezusa. Szybko dotarła więc do Syna, który posadził Ją na wielkim fotelu, po swej prawej stronie.

Maryja również zaczęła dodawać otuchy tym, którzy wspinali się i zachęcała ich, by szli po śladach zostawionych przez Jezusa, tak jak sama to zrobiła.

Ludzie rozsądni tak właśnie postępowali i szybko posuwali się ku niebu. Inni skarżyli się na rany, często zatrzymywali się, czasami rezygnowali zupełnie i upadali na brzegu drogi, zwyciężeni przez smutek.

Pewnego dnia profesor kardiolog zaprowadził studentów do prosektorium. Oglądali tam różne części ludzkiego ciała. Gdy stanęli przed nienaturalnie dużym sercem, profesor zapytał studentów, czy wiedzą, do kogo należało i jaka choroba wywołała śmierć tej osoby.

– Ja wiem – powiedział odważnie jeden student. – To było serce jakiejś matki.

 

Bruno Ferrero, 365 krótkich opowiadań dla ducha

RYSUNEK

Dziecko coś rysowało i nauczyciel powiedział:

– To interesujący rysunek. Co on przedstawia?

– Jest to portret Boga.

– Przecież nikt nie wie, jak wygląda Bóg.

– Kiedy skończę rysunek, będą już wiedzieć wszyscy.

 

Bruno Ferrero, 365 krótkich opowiadań dla ducha

 

Żyj tak, żeby inni – patrząc na ciebie – widzieli Boga.