"Fragmenty dla zachęty" (luty) - Pan Bóg zaprasza nas na pustynię...

desert-790640_960_720.jpg

 

 

    Przed nami błogosławiony czas Wielkiego Postu. Trudny i fascynujący zarazem – Pan Bóg zaprasza nas na pustynię i chce mówić do naszych serc, które mocno pobłądziły, a których powrotu On oczekuje, ponieważ kocha (Oz 2, 16). Dlatego w lutowych Fragmentach dla zachęty rozdział książki Aleksandry Weselak „PUSTYNIA powołanie dla wszystkich?”, wydana przez nasze Wydawnictwo w 2006 roku.

 

Dlaczego pustynia? Czy to nie przesada dziś mówić o pustyni, skoro tempo życia wymaga nieustannego bycia i to na bieżąco? Właśnie dlatego, że czas zdaje się biec coraz szybciej, potrzebujemy zatrzymania – dla refleksji, złapania pionu i nabrania sił na ciąg dalszy. Nie pamiętam tytułu książki, ale mówiła o francuskim kapłanie pracującym z młodzieżą z ulicy. Raz w miesiącu wyjeżdżał na 10 dni do klasztoru kontemplacyjnego, po czym wracał do swoich podopiecznych na tyle przemieniony, że z czasem niektórzy sami mówili – jedź już do tych swoich mnichów. Pamiętam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Dziś w naszej Wspólnocie Misjonarek Krwi Chrystusa każda z nas przeżywa taki dzień odosobnienia. Czasem trzeba się mocno natrudzić, aby ten dzień wygospodarować, bo spraw ważnych i ważniejszych jest zawsze mnóstwo, jest on jednak zawsze błogosławiony. I okazuje się, że – wbrew wszystkiemu – świat naprawdę się nie zawalił ani nie skończył, a my mamy nowe siły – duchowe, psychiczne i fizyczne.

W Miasteczku mieszka również Ojciec Leszek, pustelnik diecezji łowickiej. Jego życie płynie w ukryciu eremu, ale czuje się błogosławieństwo stamtąd płynące. Jesteśmy przekonane, że wiele łask wyprasza tam dla nas i przybywających do Miasteczka (eremmaryi.blogspot.com).

A przybywających jest sporo – na nabożeństwa, adorację Najświętszego Sakramentu, osobistą modlitwę, odpoczynek duchowy… To również pokazuje, że takie miejsca „pustynne” są potrzebne jak nigdy dotąd.

Chcesz odzyskać pokój serca? Może trzeba się zatrzymać i wrócić do Jezusa, a On wszystko poukłada. Nie można? Można! Nie ma czasu? Jest. W którymś Gościu Niedzielnym był wyśmienity rysunek, ilustrujący artykuł Franciszka Kucharczaka – jakby z monitora pokazującego pracę serca: dopóki wykres idzie góra-dół – żyjesz, a więc masz czas, kiedy linia jest ciągła i pozioma, już rzeczywiście nie masz czasu. Ale też nie żyjesz.

We wstępie książki czytamy: „Na gruncie obojętności religijnej, konsumpcjonizmu i duchowego lenistwa wyrosły całe pokolenia młodych, spragnionych Absolutu. Wołają one głośno: `Jeśli nasze serce chce pokoju, ciszy, miłości, nie dawajcie mu alkoholu, narkotyków, głośnej muzyki, pornografii, papierosów, pieniędzy… - tylko ciszę, pokój, miłość`”. Ucząc w szkole widzę ten głód serc – dziś dzieci, kiedyś – dorosłych… Aleksandra pokazuje także rosnące jak grzyby po deszczu wspólnoty monastyczne… na pustyniach miast… Nie trzeba wyjeżdżać na Saharę – czytamy w tekście – pustynię można znaleźć w sobie (nie musi być na całe życie, może być pół godziny dziennie). I wygrać wieczność.

 

 

Ta prawdziwa pustynia, usiana piaskiem i gwiazdami,

była moją pierwszą miłością i nigdy bym jej nie porzucił,

gdyby nie posłuszeństwo wobec przełożonych, którzy kazali mi

udać się gdzie indziej (…)

Ale potem Bóg pozwolił mi doświadczyć,

że nie istnieje jakieś uprzywilejowane „miejsce”,

w którym On przebywa,

ale że wszystko jest „miejscem” Jego zamieszkiwania

że wszędzie mogę Go odnaleźć i spotkać.

„Musisz stworzyć sobie pustynię

we własnym życiu” – powtarzałem sobie, oddalając się

małymi krokami od stabilności dotychczasowego odosobnienia

i wędrując ku zupełnie innemu światu.

C. Carretto, Pustynia w mieście

 

Jezus a pustynia

Stary Testament mówi o obecności Boga pośród swego ludu. Nie jest to jednak pełnia wspólnoty z Bogiem. Dopiero Jezus Chrystus jest Tym, dzięki któremu Bóg staje się bliski człowiekowi w sposób niewyobrażalny. Życie i nauczanie Zbawiciela daje początek doświadczeniu o wiele głębszemu od tego, jakie Izrael przeżył w czasie Wyjścia z niewoli egipskiej. Uświadamia nam ono pragnienie Boga, by człowiek rozwijał się w ciągłym wychodzeniu ku przyszłości aż do pełnej z Nim wspólnoty.

Własna praktyka

Pustynia jest obecna już w dzieciństwie Jezusa. W Betlejem, wobec realnego zagrożenia życia Jezusa, anioł poleca Opiekunowi Bożego Dzieciątka: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić (Mt 2, 13). Święty Józef posłusznie wykonuje polecenie niebieskiego posłańca. W pośpiechu przygotowuje to, co najkonieczniejsze i wraz ze swymi Podopiecznymi staje się prześladowanym emigrantem.

Na uwagę zasługuje fakt, że uciekając do Egiptu, Święta Rodzina musiała pokonywać drogę, która, przynajmniej w pewnym przybliżeniu, była odwrotnością trasy Wyjścia. Dla małego Jezusa, tak jak niegdyś dla Mojżesza i dla narodu izraelskiego, pustynia synajska stała się miejscem ucieczki przed zagrożeniem ze strony wrogów. On też musiał ratować swe życie. Bóg uciekał przed człowiekiem. Jak dokładnie wyglądała ta wędrówka i sam pobyt w Egipcie, nie wiemy. Możemy się tylko domyślać, jakie to było trudne: lęk przed pościgiem, brak podstawowych środków materialnych, warunki pustynne, obcy kraj… Także delikatne Niemowlę w pewnym stopniu w tym wszystkim uczestniczyło, mimo niewątpliwej troski ze strony Maryi i świętego Józefa.

Późniejsze dzieciństwo Jezusa, od czasu śmierci Heroda, to Nazaret. Inaczej wygląda ten czas u jego poprzednika. Prorok Izajasz zapowiadał, że drogę Zbawicielowi przygotuje głos wołającego na pustyni (Iz 40, 3). Tym „głosem” był św. Jan Chrzciciel, człowiek od dzieciństwa związany z pustynią. Stanowi on wzór późniejszych ascetów: jest surowy w pokucie dla siebie i swoich uczniów, nosi pokutne odzienie i pości. Nie tworzy jednak nowej mistyki pustyni; po udzieleniu chrztu odsyła ludzi z powrotem do ich zwykłych zajęć (Łk 3, 10-14). Pustynia za czasów Jana Chrzciciela jest tylko miejscem nawrócenia w oczekiwaniu na przychodzącego Mesjasza.

Jezus przychodzi właśnie do Jana, by przyjąć chrzest. Zaraz po chrzcie Duch Święty wyprowadza Jezusa na pustynię. Tam Jezus modli się, pości, a potem przeżywa kuszenie. W kuszeniu Chrystusa można dopatrzyć się jakby nowego przeżycia poszczególnych etapów dziejów narodu wybranego. W czasie swego „Wyjścia” Jezus przeżywa wszystkie niebezpieczeństwa związane z życiem duchowym. Zły duch chce, by Jezus udowodnił, że jest Synem Bożym, zamieniając kamienie w chleb (dokonując cudu na własny użytek). Domaga się też, by Chrystus oddał mu hołd bałwochwalczy w zamian za ułudę władzy. Wreszcie kusi, aby Jezus poddał w wątpliwość słuszność zaufania, które złożył w Bogu. Jezus nie uległ żadnej z tych pokus i szatan musiał od niego odstąpić. Ta próba nabrała wówczas nowego znaczenia. W Starym Testamencie naród wybrany na pustyni okazał się stroną „przegraną”, ponieważ uległ pokusom. Jezus otwiera nową perspektywę: wygrywa z szatanem. Jest Zwycięzcą i uczy zwyciężać. Próba na pustyni jest wstępem i zapowiedzią definitywnej próby, jaka będzie miała miejsce podczas Jego męki w Jerozolimie. Pustynia jest dla Jezusa miejscem zwycięstwa, praktyką rzeczywistości wymagającej walki aż do zaparcia się samego siebie.

„W osobie Jezusa Chrystusa znalazły swoje urzeczywistnienie cudowne dary, zsyłane Izraelowi w przeszłości. Jest On Wodą Żywą, Chlebem z nieba, Drogą i przewodnikiem, Światłością w nocy, «Wężem» dającym życie tym wszystkim, którzy na Niego spoglądają i w Niego uwierzą. Można więc powiedzieć, że Chrystus w pewnym sensie jest naszą pustynią. W Nim wytrzymaliśmy próbę, na jaką zostaliśmy wystawieni, w Nim również jesteśmy dopuszczeni do szczególnej wspólnoty z Bogiem”.

Wróćmy jeszcze do postaci św. Jana Chrzciciela. Jezus jest pełen szacunku wobec swego kuzyna w czasie chrztu i później, gdy daje o nim świadectwo. Smutek Jezusa po śmierci Jana Chrzciciela również wskazuje na łączącą ich bliskość. Może zastanawiać, co ma wspólnego surowy asceta z łagodnym Nauczycielem? Sam Jezus daje odpowiedź: Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność (Łk 7, 33-35).

Przy czytaniu poprzednich rozdziałów nie raz mogła zrodzić się myśl: „Czy to zafascynowanie pustynią nie jest przesadą? Czy Bóg aż tyle żąda, wymaga? Czy ja też jestem zobowiązany do czegoś podobnego?”. Zbawiciel daje odpowiedź: w Bożej Mądrości mieści i godzi się wszystko, co służy Bożemu Królestwu. Jasno uczy o tym św. Paweł: Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym (Rz 14, 17). Wcześniej jeszcze uwrażliwia na to, by być wyrozumiałymi dla siebie nawzajem. Ten, kto jada wszystko niech nie pogardza tym, który nie wszystko jada, a ten, który nie jada, niech nie potępia tego, który jada; bo Bóg go łaskawie przygarnął. (…) Kto przestrzega pewnych dni, przestrzega ich dla Pana, a kto jada wszystko – jada dla Pana. Bogu przecież składa dzięki. A kto nie jada wszystkiego – nie jada ze względu na Pana i on również dzięki składa Bogu (Rz 14, 6). Jezus daje nam przykład pełnej wolności w wypełnianiu woli Ojca: kiedy trzeba – pości, modli się w samotności, „ucieka” od i przed ludźmi. Innym razem korzysta z gościny zamożnych, przychodzi na uczty, pozwala namaścić się cennym olejkiem, otacza gronem przyjaciół, tłumem ludzi; wreszcie – wydaje się w ręce ludzi aż do końca, do śmierci. Nie stawia Ojcu żadnych granic, nie tworzy sztywnych ram pobożności, ale wyniszcza się, bo jest Miłością.

W okresie swojego publicznego nauczania Chrystus chętnie oddala się od zgiełku, szukając miejsca samotności i modlitwy. Często znika, by udać się na modlitwę w okolice pustynne (Łk 5, 16; 9, 18). Wychodzi tam nocą, ponieważ dni ma wypełnione działalnością wśród tłumów (Mk 1, 35). Swoim postępowaniem daje uczniom wzór postawy apostolskiej: z jednej strony, totalne oddanie się Ojcu, poświęcanie czasu wyłącznie Jemu, a z drugiej służba ludziom do granic ludzkich możliwości (brak czasu na posiłek, zmęczenie tak silne, że nawet burza nie jest w stanie wyrwać Go ze snu). Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4, 34). Jego ascezą była gotowość pełnienia swojej misji i odwaga, z jaką ją wypełniał. Dlatego za Jezusem na pustynię udają się tłumy (Mk 6, 35), tu też ma miejsce cudowne rozmnożenie chleba (Łk 9, 12-17).

Niestety, pustynia nie jest dla dorosłego Jezusa jedynie miejscem modlitwy czy działalności kaznodziejskiej. Podobnie jak wtedy, gdy był dzieckiem, teraz również jest ona dla Niego także miejscem ucieczki. Ucieka tam nie tylko, aby uniknąć natłoku ludzi, ale też przed realnym zagrożeniem z ich strony. Właśnie na pustynię oddala się Jezus po śmierci Jana Chrzciciela (Mt 14, 13). W Ewangelii św. Jana jest w kilku zdaniach podany fakt, że kiedy Jezus przebywał w Judei, zapadł na niego wyrok Sanhedrynu, przez co Nauczyciel zmuszony był dokończyć formację swoich uczniów blisko pustyni. Odtąd Jezus już nie występował wśród Żydów publicznie, tylko odszedł stamtąd do krainy w pobliżu pustyni, do miasteczka, zwanego Efraim, i tam przebywał ze swymi uczniami (J 11, 54). Miejsce kryjówki było skuteczne, ponieważ pomimo poszukiwań i nakazów ujawnienia arcykapłanowi nie udało się pojmać Jezusa przed świętem Paschy.

Pustynia Jezusa – jak wszystko w Jego ziemskim życiu – była więc miejscem zbawiania człowieka, walki z szatanem o umiłowane przez Boga stworzenie, a także miejscem regenerowania sił Boga-Człowieka oraz ukrycia przed wrogami.

Wskazówki dla uczniów

Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6, 6). Jezus często mówi o uczynkach, które należy wykonywać dla Ojca, który widzi w ukryciu, a nie dla ludzi. Modlitwa, jałmużna, pobożne uczynki, post mają pozostać pewną tajemnicą między człowiekiem a Bogiem (zob. Mt 6, 1 nn). Tak samo niektóre błogosławieństwa wskazują na wartość życia w niejakim oddaleniu od innych ludzi: Błogosławieni ubodzy (…). Błogosławieni, którzy się smucą (…). Błogosławieni cisi (…). Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was (Mt 5, 4-5. 11). Są one kojącą, pełną miłości zachętą do cichego, pokornego życia, mimo urągań i prześladowań ze strony innych. Błogosławieństwa to także wezwanie do radykalizmu, do życia ponad przeciętność i jednocześnie zapewnienie o Bożej łasce, nagrodzie przewyższającej wszelkie poświęcenie ze strony człowieka. W innym miejscu Jezus powie: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie (…), a życia wiecznego w czasie przyszłym (Mk 10, 30). Znamienne jest to, że obiecywana nagroda nie jest zarezerwowana tylko na czas przyszły, ale obecna już tu, na ziemi i nie jest to bynajmniej mała nagroda. Jednak warunek jej otrzymania też nie jest mały: z powodu Jezusa i Ewangelii uczeń ma zostawić wszystko. Czy to oznacza, że wszyscy chrześcijanie (uczniowie Jezusa), którzy żyją w swoich naturalnych rodzinach, powinni zaraz się spakować, opuścić najbliższych i zacząć ascezę na Saharze bądź narażać się na śmierć męczeńską w krajach wrogich Chrystusowi? Czyżby Jan Chrzciciel i mnisi egipscy wybrali najlepsze z możliwych rozwiązań?

Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. (…) Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem (Łk 14, 26n). Uczeń nie może przedkładać nad Jezusa ani rodziny, ani dóbr materialnych. Niczego, ani nikogo – także siebie samego – nie może postawić w miejscu przynależnym Bogu. Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Łk 9, 23). Rabbi z Nazaretu nie określa, ile i jak trzeba pościć, w co się ubierać, w jaki sposób pokutować. Nie wspomina też nic o uciekaniu na pustynię. Stawia jednak wymaganie najwyższe z możliwych: zaprzeć się samego siebie. Nie musisz jeść szarańczy i spać na gołej ziemi – wystarczy, że uznasz swoją słabość, przyjmiesz siebie takiego, jakim jesteś, zaakceptujesz to życie (epokę historyczną, kraj, środowisko, płeć, zdrowie, typ urody, dziedzictwo genetyczne, zdolności), które dał ci Bóg. Ta akceptacja zakłada jednocześnie zgodę na codzienne „umieranie” dla własnego egoizmu, uznanie konieczności nieustannej pracy nad sobą – czujnej walki z grzechem. Zaprzeć się samego siebie: swoich marzeń, planów, wyobrażeń, pragnień związanych z innymi ludźmi, swoich upodobań, sympatii i antypatii – jest to wysiłek woli, który sprawia nieraz tak wielki ból, jak gdyby jakaś żywa cząstka nas samych umierała w ciężkiej agonii. Odczuwamy „stratę”, co nieraz rodzi bunt i sprzeciw naszej słabej natury – wolałaby ona żyć według swych przyzwyczajeń. Ten wewnętrzny sprzeciw jest powodem tego, że walka tocząca się w nas staje się bardziej dramatyczna, przedłuża agonię tego, co złe i co z tego powodu powinno być odrzucone. Ale innej drogi nie ma. Trzeba zaprzeć się samego siebie, by żyć dla Boga. Trzeba wziąć własny krzyż: brzemię małych i wielkich niepowodzeń, bezradności, kłopotów w relacjach z innymi ludźmi – i w tym wszystkim naśladować Jezusa, cierpliwego Baranka.

Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno i na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno (Mk 6, 30-32). Uczniom był potrzebny odpoczynek fizyczny, ale też pokrzepienie ducha. Co prawda tam, gdzie zamierzali odpocząć, czekał już nich tłum ludzi, niemniej ważna jest ta troska i wskazówka Jezusa. Miejsce pustynne jest wskazane jako miejsce odpoczynku. Możemy się też domyślać, że od czasu do czasu Jezus zabierał swoich Apostołów w miejsca ustronne, aby ich kształtować (por. Mk 4, 34).

Także na pustyni ma miejsce próba wiary uczniów. Wy dajcie im jeść (Mk 6, 37) – odpowiada Jezus na uwagę, że tłum jest głodny. Nie sposób nie zauważyć tu podobieństwa z próbą, jaką przeszedł na Pustyni Synajskiej naród wybrany. Uczniowie dziwią się tej prośbie, są jednak gotowi oddać to, co mają, choć mają zaledwie pięć chlebów i dwie ryby. Ich Nauczyciel udziela im, prócz dowodu swojej miłości, mocnej lekcji zaufania Bogu – tego jedzenia wystarczy dla tysięcy ludzi.

Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: „Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem”. Przychodzi i zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów, złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I stan późniejszy owego człowieka staje się gorszy niż poprzedni (Łk 11, 24-26). Jezus opowiada uczniom o złym duchu, wypędzonym z człowieka. Bezwodna pustynia, po której błąka się ten duch, jest odwrotnością zamieszkania między ludźmi. Chcąc wydalić kogoś ze społeczności, wypędzało się go właśnie na pustynię. Dlatego też pustynia jest miejscem, dokąd szatan został wypędzony z człowieka. Zły duch zaś zachowuje się w tym opowiadaniu podobnie jak rozbójnik, który błąka się po pustyni. Nikt na niej nie chce pozostać na zawsze, bo pustynia nie nadaje się do stałego zamieszkania. Szuka więc odpowiedniego miejsca, gdzie mógłby się osiedlić, ale nie jest to łatwe, ponieważ mieszkający na żyznej ziemi ludzie strzegą zazdrośnie swego terenu. Najłatwiej jest więc powrócić na poprzednie miejsce zamieszkania. I skoro nie jest w stanie sam zawojować opuszczonego terenu, to dobiera więc sobie sporą zgraję duchów jeszcze gorszych niż on sam, aby z powrotem odzyskać dawną posiadłość. Postępuje tak jak rozbójnik organizujący kompanię włóczęgów podobnych sobie, aby przy ich pomocy pokonać właściciela dobrej ziemi i ją zająć. Opowiadanie o złym duchu jest obrazowe, a obraz ten był w pełni zrozumiały dla ludzi żyjących na obrzeżu pustyni. Na tym przykładzie łatwiej mogli oni sobie wyobrazić zagrożenie ze strony szatana, którego celem jest zniszczenie tego, co uczynił dla człowieka Jezus.

Strony 118-125