Konferencja z dnia skupienia 29.11.2015

TYLKO%20KREW%20JEZUSA%20ZMYJE%20TWJ%20%20GRZECH%20IDZ%20DO%20SPOWIEDZI.jpg

 

 

Krew Chrystusa miejscem spotkania człowieka z Bogiem.

 

    W jubileuszowym roku miłosierdzia spoglądamy na Pana Boga z wciąż nowym zdumieniem – jak bardzo ukochał człowieka, który przecież w swojej historii nieustannie się od Niego odwraca… Jakże wielka budzi się wdzięczność, że Pan Bóg, mimo naszej niewierności, jest zawsze wierny (2Tm 2, 13) i nigdy się nie zniechęca. Tak wielu przecież ukochało Go całą duszą, sercem i ze wszystkich sił (Mt 22, 37), w Duchu i prawdzie (J 4, 23-24).

 

Zacznijmy od początku – Adam i Ewa (a w nich każdy człowiek) stworzeni zostali na obraz i podobieństwo Boże (Rdz 1, 26). Przechadzają się po raju i cały ogród Eden jest do ich dyspozycji. To znaczy – żyją w zażyłości ze Stwórcą. Niestety, przez zawiść diabła ta zażyłość zostaje zerwana i śmierć wchodzi na świat (Mdr 2, 24). Diabeł uderzył w to, co najbardziej łączyło człowieka z Bogiem – w zaufanie. Diabelskie „czy to prawda” (por. Rdz 3, 1) do dziś odbija się w świecie potężną czkawką… Słowa „tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” [czytaj:będziecie mogli decydować o tym, co jest dobre, a co złe] (Rdz 3, 5), wciąż kuszą do stawiania siebie ponad Tym, od którego otrzymaliśmy życie i do którego u kresu tego życia wrócimy, a bez którego nic uczynić nie możemy (J 15, 5). Trud pracy, choroby, śmierć, pożądanie…, niewola grzechu, wieczne oddalenie od Boga… oto owoce pójścia za Kłamcą (Rdz 3, 16-19). Wtedy i teraz.

            Co na to Pan Bóg? Nie odwraca się od swoich dzieci. Podobnie, jak szukał Adama w raju – „gdzie jesteś?” (Rdz 3, 9), tak nieustannie szuka każdego z nas. Cała historia zbawienia pełna jest poszukiwania człowieka przez Boga i starania o to, by wrócił, by móc obdarować go tym, co jest naprawdę potrzebne do życia, w doczesności i na wieczność.

W naszych rozważaniach pomóżmy sobie patrząc na Jezusową przypowieść o przewrotnych robotnikach i winnicy (Mt 21, 33-42):

„Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili”.

Pan Bóg – ukryty w postaci właściciela winnicy – uczynił wszystko, by ta była bezpieczna i przynosiła obfite i smaczne owoce. Dostaliśmy „w dzierżawę” cały świat. Szczególną własnością Boga był Izrael, a teraz winnicą jest Kościół. Kiedy jednak przyszedł czas zebrania plonów, okazało się, że dzierżawcy nie chcieli oddać należnego właścicielowi plonu. Jakże często zapominamy i my, że jesteśmy stworzeniem a nie Stworzycielem, że Pan i od nas chce odebrać „plony” – błogosławione owoce naszej pracy i życia w Nim, z Nim i dla Niego. I woła, wciąż woła o nawrócenie, o powrót do Źródła Życia, które jest tylko w Nim.

Ezechiel ma przekazać ważną wiadomość: „Powiedz im: Na moje życie! – wyrocznia Pana Boga. Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył. Zawróćcie, zawróćcie z waszych złych dróg! Czemuż to chcecie zginąć, domu Izraela?” (Ez 33, 11). Wolność jest ogromnym darem, a Pan Bóg, który nam ją dał, szanuje naszą decyzję, jednocześnie wskazując na jej konsekwencje: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom, służąc im – oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie na ziemi, którą idziecie posiąść, po przejściu Jordanu. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi, którą Pan poprzysiągł dać przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi” (Pwt 30, 15-20).

W każdej chwili możemy wrócić do Boga, nikt i nigdy nie ma zamkniętej drogi, nikt i nic nie może nas bowiem odłączyć od Jego miłości (Rz 8, 39), która jest w Chrystusie Jezusie. I chociaż następny fragment jest ze Starego Testamentu, w Nowym nie stracił ani na aktualności, ani na ważności: „Jeśli chcesz wrócić, Izraelu – wyrocznia Pana – to powróć do Mnie! Jeśli usuniesz twe bożki, nie będziesz już musiał się tułać. Jeśli będziesz przysięgał „Na życie Pana” zgodnie z prawdą, uczciwie, sprawiedliwie, to narody będą sobie wzajemnie życzyć takiego błogosławieństwa, jak twoje i będą się nim chlubić” (Jer 4, 1-2).

            Jak bardzo zależy Bogu na zbawieniu każdego? Św. Jan mówi, że tak bardzo, że Syna swojego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto wierzy w Niego, miał życie wieczne (J 3, 16), a Jeremiasz w Jego imieniu woła: „Przebiegnijcie ulice Jeruzalem i rozejrzyjcie się, sprawdźcie, szukajcie na placach! Czy znajdziecie choćby jednego, kto postępuje sprawiedliwie, kto szuka prawdy? – Bo wtedy przebaczę miastu” (Jer 5, 1).

            Kiedy Abraham „targował” się z Bogiem, prosił o ratunek dla Sodomy, jeśli znajdzie się w niej 10 sprawiedliwych (Rdz 18, 22-33), tu wystarczy choćby jeden… Ilu „sprawiedliwych” dziś jest na świecie? Oni podtrzymują go w istnieniu – swoją ukrytą modlitwą i ofiarą życia w zjednoczeniu z Chrystusem. Czy ja do nich należę? Na ile współpracuję z Bogiem, na ile jestem światłem świata i solą ziemi (Mt 5, 13-14)?

            Przez proroka Ezechiela Bóg upomina się u pasterzy Izraela o swój lud. Ponieważ oni nie spełniają właściwie powierzonego sobie zadania, zajmują się sobą a nie tymi, których powinni otoczyć troską, On sam, jako Dobry Pasterz, przejmuje opiekę.

„Tak mówi Pan Bóg: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! (…) Albowiem tak mówi Pan Bóg: Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy, gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne. Wyprowadzę je spomiędzy narodów i zgromadzę je z krajów, sprowadzę je z powrotem do ich ziemi i paść je będę na górach izraelskich, w dolinach i we wszystkich zamieszkałych miejscach kraju. Na dobrym pastwisku będę je pasł, na wyżynach Izraela ma być ich pastwisko. Wtedy będą one leżały na dobrym pastwisku, na tłustym pastwisku paść się będą na górach izraelskich. Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko – wyrocznia Pana Boga. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie” (Ez 34, 2. 11-16).

            W Nowym Testamencie Jezus mówi o sobie jako Dobrym Pasterzu, który zna swoje owce i oddaje za nie swoje życie (J 10, 11. 14). Dosłownie uczyni to na krzyżu, a potem, bezkrwawo, ponawiać będzie tę ofiarę każdego dnia na ołtarzach świata. Nic jednak nie może zrobić, jeśli nie otworzymy serc na przyjęcie tego niepojętego Daru. Siła ludzkiej woli wobec Bożej miłości… Ale kto Mu zaufa, nigdy zawiedziony nie będzie (Ps 91, 14-16):

Skoro Mi zaufał, to go wybawię, ochronię go, bo poznał moje imię.
Będzie Mnie wzywał, a Ja go wysłucham i będę z nim w nieszczęściu,
wyzwolę go i otoczę chwałą. Nasycę go dniami długimi i ukażę mu moje zbawienie.

            Słowa Izajasza, aktualne w jego czasach, dotykają także naszej rzeczywistości: „Byliście dźwigani od waszych narodzin i noszeni od czasu, gdy byliście w łonie, lecz aż do waszej starości Ja jestem taki sam i będę was dźwigał do lat sędziwych” (Iz 46, 3-4). „Bo góry mogą przeminąć i wzgórza mogą się zachwiać, lecz moja łaskawość nie przeminie i moje przymierze pokoju się nie zachwieje! – mówi Pan, który obdarza cię miłością” (Iz 54, 10).

            Dlaczego? Ponieważ, jak litanijnie powtarzając mówi Ps 136, „Jego łaska na wieki”.

            Wróćmy do naszej przypowieści o winnicy.

„W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna” (Mt 21, 33-42).

            Św. Paweł w Liście do Galatów (4, 4-6) zapisał: Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!

            Boży Syn stał się Człowiekiem, aby nas uczynić dziećmi Bożymi.

Jednak rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: "To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo". Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili (Mt 21, 33-42).

            Po ludzku można powiedzieć, że przez zawiść, pozbyli się Tego, który był dla nich niewygodny, przysparzał problemów, burzył dotychczasowy porządek i ludzie zaczęli słuchać bardziej Jego niż ich. Kajfasz, choć nie zdawał sobie z tego sprawy, wypowiedział proroctwo: „Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi pojmali Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza. Był on bowiem teściem Kajfasza, który owego roku pełnił urząd arcykapłański. Właśnie Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za naród” (J 18, 12). Podburzony tłum będzie wołał: „Krew Jego na nas i nasze dzieci” (Mt 27, 25). I tak będzie, choć inaczej, niż pewnie sobie wyobrażali… Jednak prawda jest inna – Jezus sam składa swoje życie w ofierze Ojcu za każdego z nas, za każdego człowieka wszystkich czasów:

„Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” (J 10, 17n). „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce” (J 10, 10n). „Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu (Hbr 9, 13-14).

            Jezus składa w ofierze swoje Ciało i Krew, które stają się naszym Pokarmem na życie wieczne. Staje się Chlebem, byśmy mogli Go spożywać, obiecując: „Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata». (…) Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. (…) Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie (J 6, 48-58)”. Jest wciąż do dyspozycji. Dla każdego i do końca świata: „Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!» Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana” (Łk 22, 19-20).

Wszystko ma swoje konsekwencje. W naszej przypowieści widać te dotyczące nieuczciwych rolników, ale również my możemy pomyśleć o sobie…

„Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami?» Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze». Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce. Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go»” (Mt 21, 33-42).

            I znów rodzi się pytanie – co wybieram: życie i błogosławieństwo czy śmierć i przekleństwo: „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 6, 23).

„Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie»” (Łk 13, 2-5).

            Jak zatem widzimy, poszukiwania człowieka „doprowadziły” Pana Boga do krzyżowej ofiary Jego Syna. Zbyt oddaliliśmy się (jako ludzkość), by samodzielnie wrócić. Stary Testament pokazuje wyraźnie, że sami z siebie wciąż wybieramy bożki zamiast Boga, a w Nowym Testamencie, już zatem u początków chrześcijaństwa, to zagrożenie także jest obecne. Jak uprzedza Paweł Apostoł: „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie (…)” (Dz 20, 29-31).

Podsumowując powyższe rozważania możemy powiedzieć, że odpowiedzią na całe zło świata, ratunkiem dla świata, jest powrót do Boga, do Jego miłości, wierność Jemu i Jego nauce. Jezus mówił do Boga Abba – Tatusiu, my dziś, dzięki Jego ofierze miłości, też tak możemy mówić. Krew Chrystusa, najmocniejszy wyraz Bożej miłości, przelana za każdego z nas, może dać tę siłę i odwagę, bo w każdej chwili możemy wrócić i nie ma grzechu, który nie został odkupiony Przenajdroższą Krwią. Krew Abla wołała o pomstę do nieba, Krew Chrystusa woła o miłosierdzie i jest jego źródłem: „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość... przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy jeszcze byli grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz, przez krew Jego, zostaliśmy usprawiedliwieni. Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie” (Rz 5, 8-10). A człowiek, cokolwiek by mówił i czynił, ostatecznie pragnie tego, by był kochany – miłością bezwarunkową i bezgraniczną, zawsze. Jeśli ta podstawowa potrzeba nie zostanie zaspokojona, serce człowieka nie dozna uspokojenia i brak ten odbijać się będzie na całym życiu, we wszystkich jego wymiarach.

Krew Chrystusa została w temacie nazwana miejscem spotkania człowieka z Bogiem. W jaki sposób jest to możliwe i jak to rozumieć? Gdzie dziś jest Ona obecna?

Nie chodzi tutaj o fizyczną krew, która płynęła w żyłach Jezusa z Nazaretu, i którą przelał na krzyżu do ostatniej kropli. Ta Krew nie jest nam już dostępna, chociaż w sanktuarium Krwi Chrystusa w Częstochowie jest Jej relikwia – grudka ziemi z Golgoty, nasączona Krwią Zbawiciela. Możemy dziś mówić raczej o liturgiczno-sakramentalnej obecności Krwi Chrystusa w świecie, mistyczno-uniwersalnej (Krew Chrystusa zmartwychwstałego przenikająca i spajająca cały wszechświat) oraz w cierpieniu każdego człowieka.

Wprawdzie Krew Chrystusa jest obecna w każdym sakramencie, w sposób wyjątkowy dostrzegamy i doświadczamy Jej w Eucharystii i sakramencie pokuty i pojednania.

Eucharystia jest pamiątką Ofiary, która uobecnia się, kiedy jest sprawowana. Mocą Ducha Świętego, na słowo kapłana, dokonuje się przemienia chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, które następnie spożywamy w Komunii świętej. Chrystus przenika nas i przemienia w Siebie oraz jednoczy pomiędzy nami, stajemy się Jego mistycznym Ciałem i krewnymi przez Jego Krew. Patrząc na innych mogę powtarzać słowa Jezusa – to jest Moje Ciało, to jest Moja Krew. Ofiarując siebie i swoje życie (to, co je wypełnia), mogę powtarzać – to jest moje ciało, to jest moja krew. Zawsze w zjednoczeniu z Krwią Chrystusa.

W sakramencie pokuty i pojednania Jezus obmywa nas swoją Krwią, uwalnia, oczyszcza, uzdrawia i uświęca, daje łaskę potrzebną do nowego życia. Każda spowiedź święta jest swoistym zanurzeniem we Krwi Przenajdroższej, która w duszy dokonuje cudów Bożej miłości. Sakrament ten jest „kanałem dopływu” łaski do duszy. I może warto czasem tak popatrzeć, kiedy przygotowujemy się „do spowiedzi” – idę obmyć się we Krwi Baranka, idę po nowe życie, po kąpiel odradzającą i odnawiającą w Zdroju zbawienia.

Mamy jeszcze jedno „miejsce”, szczególne, w którym możemy dotykać Krwi Zbawiciela. Jest to cierpienie. Jest ono konsekwencją grzechu pierworodnego. Jest wszechobecne w świecie, dotyka ludzi w każdym wieku i stanie, przenikając ciało i duszę. Chrystus na krzyżu wziął na siebie nasze słabości, całe cierpienie świata, a w Jego ranach jest nasze zdrowie (Iz 53, 4-5). Spodobało się bowiem Bogu Przewodnika naszego zbawienia udoskonalić przez cierpienie (Hbr 2, 10). Dlaczego Ten, który słowem stworzył świat nie mógł słowem go zbawić (przy czym nie poddajemy tu w wątpliwość wszechmoc Pana Boga, lecz zwracamy uwagę na Jego odwieczny plan, nie do końca dla nas czytelny. Podobnie jak pytanie Żydów u grobu Łazarza, w Ewangelii św. Jana (J 11, 37): „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?”, ma dziś dla nas oczywistą odpowiedź – mógł, ale ze względu na chwałę Ojca i mającą się zrodzić w obecnych przy grobie wiarę nie uczynił tego.)? Może zbyt wielkie były nasze grzechy, a może… życie za życie (krew za krew)… W każdym razie od momentu śmierci i zmartwychwstania Jezusa cierpienie człowieka, zjednoczone z Jego cierpieniem, staje się miejscem spotkania i sposobem współpracy z Bogiem w ratowaniu świata. Nabiera ono niepojętego znaczenia – ze względu na zasługi męki Zbawiciela. Kropla mojej krwi (=przyjęte i ofiarowane przeze mnie cierpienie duszy czy ciała, małe czy wielkie, obiektywne czy subiektywne) sama z siebie nic nie znaczy, ale w łączności z Boską Krwią ma moc dokonywania rzeczy niepojętych. I jak mówi św. Jan w Apokalipsie (Ap 7, 13-14), w białych szatach chodzą ci, którzy „przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili”.

W książce Barrego Fischer CPPS „Ihr Blut schreit zu uns” (Paddeborn 1997) znalazłam doświadczenie ojca Barrego (zapisałam sobie to doświadczenie, ale nie zanotowałam strony, na której się znajduje…, przytaczam streszczenie /w tłumaczeniu własnym/):

Ojciec był wtedy dyrektorem Collegium św. Kaspra w Santiago de Chile. Rodzice pewnego ucznia prosili go, by przyszedł do ich umierającej na raka mózgu babci. Odwiedzał ją kilkakrotnie. Pewnego razu rozmawiali o cierpieniu i o lęku przed śmiercią. Ojciec Barry zaproponował, by rozważała mękę i śmierć Jezusa oraz swoje cierpienie i lęk jednoczyła z Jego cierpieniem i lękiem. Jej cierpienia i lęk mogą nabrać znaczenia współodkupieńczego, jeśli przyjmie je z miłością i z miłości do innych. One mogą uczynić wiele dobrego. Wyszedł, niepewny, co z tego zrozumiała babcia. Wrócił po 10 dniach, by udzielić, na prośbę babci, sakramentu namaszczenia chorych. Cała rodzina brała w nim udział, większość przystąpiła do Komunii świętej. W czasie Komunii babcia zaczęła płakać. Kiedy wszyscy już wyszli, jeszcze rozmawiała z Ojcem Barrym. Bardzo sobie wzięła do serca tamte jego słowa i ofiarowała swoje cierpienia za męża, który od lat żył z Kościołem na bakier. Nic mu o tym nie mówiła, ale on sam pewnego dnia odszukał jakiegoś kapłana, wyspowiadał się, a teraz przyjął Komunię świętą – po raz pierwszy od lat. To był najszczęśliwszy dzień w życiu babci, a łzy płynęły z radości. Babcia umarła następnego dnia, a swoje cierpienie i śmierć ofiarowała, by dać nowe życie.

Oto co może się dziać, kiedy łączymy nasze życie z Krwią Chrystusa! Jeszcze skrót doświadczenia pewnej siostry Adoratorki Krwi Chrystusa, znalezionego w jednym z archiwalnych już numerów czasopisma „Żyć Ewangelią” Wydawnictwa Misjonarzy Krwi Chrystusa POMOC (niestety, nie pamiętam, w którym…):

W pewnym szpitalu był pacjent chory na AIDS, już w stopniu mocno zaawansowanym i bliski śmierci. W rozpaczy zaczął strasznie krzyczeć i próbował zejść z łóżka. Nikt nie był w stanie go uspokoić, w końcu postanowiono wezwać siostrę, bo ona na pewno będzie wiedzieć, co zrobić w tej sytuacji. Kiedy przyszła, zobaczyła mężczyznę bliskiego śmierci, z podłączonym tlenem, przywiązanego za ręce i nogi do łóżka, który krzyczał ze wszystkich sił i chciał z tego łóżka zejść. W tym momencie stanął jej przed oczami obraz Chrystusa Ukrzyżowanego – łóżko było krzyżem, węże i bandaże, którymi był przywiązany, gwoździami. Co mogła uczynić? Powoli podeszła do łóżka, usiadła i delikatnie przytuliła chorego do siebie. Nie powiedziała ani słowa, ale mężczyzna powoli się uspokajał. Jej objęcie mówiło więcej, niż tysiące słów i było dla niego czytelnym znakiem miłości. Ludzkiej i Bożej.

Nie muszą dziać się tak wielkie sprawy, by odkrywać w sobie i ofiarować Krew Chrystusa w swoich doświadczeniach. Pamiętam, jak któregoś razu przed egzaminem poprosiłam jednego z braci o modlitwę. Był już starszy i schorowany. Zgodził się i powiedział, że będzie oddychał w mojej intencji. Zdziwiłam się, ale podziękowałam za pomoc. Dopiero później uświadomiłam sobie, że ten brat codziennie chodził na pocztę (ok. 2 km w jedną stronę), a cierpiał na astmę. Ile ofiarowanej miłości w trudnościach z oddychaniem otrzymałam tak po prostu, ponieważ potrzebowałam wsparcia… Egzamin oczywiście zdałam, zawstydziłam się jednak bardzo nieproporcjonalnością mojej prośby i ofiary brata.

Możemy także drobiazgi codzienności czynić darem dla Boga i innych, jak np. ofiarowanie w czyjejś intencji pracy (pranie, sprzątanie, gotowanie, naprawa samochodów, praca przy komputerze…), stawianych kroków czy starania się o proste plecy, kiedy one same przy komputerze jakoś tak się pochylają…

Krew Chrystusa płynie także dzisiaj. Tak wiele cierpienia jest na ziemi. Tak wiele go marnuje się przez to, że nie jest przyjęte i ofiarowane. I chociaż w wielu miejscach globu ziemskiego jest ciemno – nikt nie odprawia Eucharystii i nikt nie korzysta z sakramentu pokuty i pojednania, to przecież – chyba można tak powiedzieć – nieustannie dokonuje się krzyżowa ofiara Chrystusa, na wielu ołtarzach, rozświetlając świat blaskiem chwały. Kiedy spotykam coś pięknego, dobrego, pobudzającego moje serce do wdzięczności, zachwytu czy uwielbienia – tam przecież również dotykam Krwi Chrystusa – zmartwychwstałego.

Możemy zatem spotykać Boga w Krwi Jego Syna obecnej w nas i pośród nas. Niech ta Krew jest naszą mocą i ochroną każdego dnia. Możemy Jej doświadczać, a Ona (=Chrystus, który nas Krwią swoją odkupił) będzie dokonywać w nas i przez nas cudów Bożej miłości. Niech to szczególne „miejsce” staje się także dla nas „miejscem” spotkania z Bogiem każdego dnia.