Słowo Życia - maj 2024

Słowo Życia - maj 2024

Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha...

PROŚBA O MODLITWĘ!

PROŚBA O MODLITWĘ!

W dniach 7-10 kwietnia 2024 r. odbędzie się Kapituła Generalna i wybory do Zarządu naszej...

Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

Dz 4, 32-35. Pierwsza lektura z drugiej niedzieli wielkanocnej tegorocznego cyklu, to tak zwane...

Słowo Życia - kwiecień 2024

Słowo Życia - kwiecień 2024

„Pan mój i Bóg mój!” J 20, 28 Liturgiczny okres wielkanocny to czas spotkania z Jezusem...

CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

    Błogosławionych, pełnych nadziei Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.    

PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

Jr 31, 31-34. Wielkie, monumentalne, spisane pod wpływem potężnego, niezachwianego ducha...

  • Słowo Życia - maj 2024

    Słowo Życia - maj 2024

  • PROŚBA O MODLITWĘ!

    PROŚBA O MODLITWĘ!

  • Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

    Przyjaźń duchowa - Niedziela Miłosierdzia Bożego

  • Słowo Życia - kwiecień 2024

    Słowo Życia - kwiecień 2024

  • CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

    CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ!

  • PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

    PEWNOŚĆ WIARY - V Niedziela Wielkiego Postu

Do dna duszy - 22 Niedziela zwykła

2377269-2-jesus-christ.jpg

• Jer 20, 7-9. O ile współcześni badacze biblijni podejrzewają, a może nawet dowodzą, że jest trzech autorów księgi Izajasza, o tyle bez wątpienia jeden i ten sam pisarz skomponował sąsiedni tekst ze zwoju Jeremiasza. To on dyktuje wszystkie słowa swojemu sekretarzowi o imieniu Baruch. Przesłanie zmieściło się w pięćdziesięciu dwóch rozdziałach. O Jeremiaszu historia podaje dużo, pewnych wiadomości.

Był synem kapłana z Anatot, działał na przełomie siódmego i szóstego wieku przed urodzeniem Chrystusa. Był to okres bardzo złożony religijnie oraz politycznie, kiedy Izrael, a szczególnie prowincja Judy, uległa odstępstwu do prawa Bożego, w konsekwencji niszczona i podbijana kolejno przez Asyrię, Egipt, ostatecznie przez Babilonię. Jeremiasza boli to, co widzi, ale patrzy na wszystkie sprawy i wydarzenia, przepełniony samotnością. O ile tekst pierwszego z wielkich proroków, Izajasza, to racjonalna analiza wiary, o tyle zapis Jeremiasza jest bardzo uczuciowy, osobisty, mądry sercem, nie tylko dalekowzroczny w analizie intelektualnej. Krótki fragment, przeznaczony na dziś do rozważania, to właśnie poruszające, szczere otwarcie prorockiego serca. Umiałbyś opisać siebie jako człowieka wrażliwego? Umiesz cieszyć się, uśmiechać, współczuć, współboleć? Czy może zamykasz się za murem zimnej obojętności?

Jeremiasz zmaga się w nieopisany ludzkimi słowami sposób. Przechodzi niewyrażalną mękę wnętrza, walkę, która dosięga w człowieku aż do samego dna duszy. Stwierdza, że dał się zwieść albo nawet uwieść Bogu (w. 7). Termin, jakim prorok posługuje się tutaj, bardziej zostaje wzięty ze słownika narzeczonych, niż z militarnego pola bitwy. Pierwsze więc słowo, którym operuje Jeremiasz, odsłaniając dramatycznie głębię osobistego cierpienia, to hebrajski czasownik pátá – wykrzykiwała go często oszukana dziewczyna, osoba zwiedziona, wprowadzona bezczelnie w błąd przez nieuczciwego osobnika. Drugi termin jest jeszcze bardziej wyrazisty, z hebr. házaq – skrępować, ujarzmić, rozkopać dno i zmienić bieg strumienia ale też zgwałcić, dosłownie, w znaczeniu seksualnym. Poruszające, że takie właśnie słowa Jeremiasz kieruje przeciwko Bogu. Czy Pan uwodzi, gwałci, mami? Byłoby to czymś sprzecznym z Jego własną naturą. Stwórca jest nieskończenie prosty, prawy i miłujący. Ale potrafi konsekwentnie zakończyć jedną pasję, jedno pragnienie, aby na miejscu ich zwłok, pojawiła się miłość najwyższa, nieśmiertelna. Czy przeżyłeś taką chwilę w życiu, kiedy wyraźnie siła wyższa zakończyła gwałtownie coś, co uznawałeś za konieczne? Jak to przeżyłeś? Czy jesteś świadom, dlaczego tak się stało? Co się potem z tego narodziło? A może nic?

To dramatyczne, poruszające lecz równie ciekawe. Zaloty, miłość, bliskość cielesna, obcowanie seksualne, kojarzy się większości osób z przyjemnością. Może jednak stanowić dla kogoś ciężar, pole zmagania. Wtedy, gdy ktoś czuje, że spełnia tylko cielesny obowiązek, ale jego uczucia są obojętne. Albo gdy ktoś jest zraniony w przestrzeni fizyczności, intymności i bliskość seksualna drugiej osoby napawa wtedy lękiem, a nawet odrazą. Znika słodycz oddania, a pojawia się obca ludziom gorycz, obojętność, nawet ból. Bardzo często Biblia, szczególnie w Pieśni nad Pieśniami, podobny stan zmysłowego zmagania, przenosi na poziom duszy, która nie może całkowicie oddać się Bogu – jej Oblubieńcowi. Człowiek kocha szczerze, ale bezradnie uderza w mur swoich ograniczeń. Nie może urodzić, nie może ofiarować tyle, ile by pragnął, nie może dać życia. Jednocześnie miłość miesza się z niemocą – to cały dramat dla duszy.

Prorok nie ucieka jednak, nie próbuje oszukać siebie i Boga lecz radykalnie wchodzi w wewnętrzne zmaganie. W tym właśnie momencie, ku zaskoczeniu Jeremiasza, zaczyna odczuwać płomień, albo ogień, w każdym razie jakąś nową energię w głębi siebie. Trawi go ona, to fakt, ale jednocześnie z tak wielkiego ucisku, wyłania się życie. Dlatego prorok nie chce ugasić nieznanego ognia (w. 9b). Na początku próbuje. Potem ulega jego sile. Nie wolno uciekać przed Bogiem. Lepiej się z Nim spierać. Boleć i cierpieć w obecności Boga, to znaczy jednocześnie rodzić nowe życie. Stanąć twarzą w twarz z konfliktem szlachetnego, wysokiego pragnienia i niskiego, złośliwego limitu, równa się otwarciu w sobie nieznanego dotąd, boskiego poziomu płodności. O co się w sobie zmagasz? Czy umiesz uczciwie, radykalnie, rozmawiać z Bogiem? Szczerze, aż do walki? Czy jest w tobie takie zmaganie z niemocą, które prowadzi wyraźnie do nowego otwarcia? Czy może prowadzisz tylko drobne, ciągle te same, nic nie wnoszące do życia potyczki? I po co one? Sprawiedliwe cierpienie jest nieodpartym argumentem, jaki człowiek może przedstawić Stwórcy, aby wygrać więcej.

Rz 12, 1-2. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że cały list do Rzymian, to jedno z najbogatszych w treść ale i najpiękniejszych pism biblijnych. Trzeba dodać, że jego ostatnie rozdziały są - w harmonijnym odniesieniu do całości - najlepsze, szczytowe, jakby były dopełnieniem geniuszu Pawła. Wersety, którymi należy modlić się w tę niedzielę, to powrót do wielkiej pneumatologii autora listu, dobrze poznanej już we wcześniejszych rozdziałach. Nauka o Duchu Świętego nie jest jednak odrealnionym pisaniem. Dlatego, ku zaskoczeniu wielu osób, skłonnych do religijnego, spirytualnego sentymentalizmu, Paweł stwierdzi i pouczy, że ostatecznym owocem działania Ducha Świętego, nie będą ponad horyzontalne, odrealnione wizje, przeżywane dla nich samych i bez większego owocu lecz wcielenie, cnotliwe życie, godne, płodne chodzenie chrześcijanina po tej ziemi.

W sercu więc nauczania o życiu duchowym, apostoł Paweł stawia umiejętność opanowania ciała, zmysłów i popędów (w. 1). Zanim dojdzie się do kontemplacji, do wysokich odczuć duchowych, do spisywania dzieł wzniosłej teologii, trzeba dać dowód na to, że jest się panem własnych zmysłów – od opanowania języka, po seksualność. Nie da się zbudować pałacowej wieży, jeśli nie umie się posprzątać w piwnicy. Komuś, kto pożąda doświadczeń mistycznych, a nie poważa ascezy, grozi egzaltacja. Taki sam będzie żył iluzjami i wielu pociągnie do błędu. Egzaltacja tak bardzo obezpładnia duszę. Bóg woli już cierpienie, kryzys i walkę, niż jałowość sztucznych wzniosłości, daleko oderwanych od prawdy. Czy jesteś człowiekiem opanowanym zmysłowo? Czy masz porządek i prowadzisz rozumny zarząd nad dolną częścią swojej duszy, u jej podstaw? Jaką ascezę praktykujesz, by być opanowanym?

Trzeba więc najpierw uformować ciało, zmysły i uczucia. Każdy wie, jaka to wymagająca praca - trudna lecz niezbędna. Paweł porównuje ten rodzaj wysiłku, to bardzo zdumiewające, do kultu (w. 1b). Nic dziwnego, gdyż ten sam apostoł stwierdza na innym miejscu, że ciało człowieka jest świątynią Ducha Bożego. Warto powalczyć więc o ład cielesny. Jeremiasz zmagał się, cierpiał i odczuwał to bardzo fizycznie. Paweł wydaje się podawać tę samą receptę na doprowadzenie człowieka do porządku zmysłowego. Współcześnie podkreśla się często i bardzo idealistycznie, że ciała nie można karcić, że trzeba uznać skalę i zakres seksualnych potrzeb człowieka. Owszem, obecny stan edukacji pozwala w tym względzie na dużo więcej, co jednak nie neguje faktu, że ciału, zmysłom i seksualności po prostu potrzebna jest dyscyplina. Antropologia świata biblijnego wiedziała o tym od początku, że jeśli nie umie się wprowadzić nie restrykcji, ale porządku w przestrzeń fizyczności oraz zmysłowości, miłość nie znajdzie w osobie ludzkiej wówczas uczciwej przestrzeni do rozwoju.

Ale jak zabrać się za formację zmysłowej części ludzkiej osobowości? Łatwo tu pobłądzić, szczególnie dziś, gdy sferę seksualności ośmiela się zawłaszczyć dla siebie aż taka ilość błędnych teorii oraz ideologii. Paweł wskazuje drogę, mówiąc o harmonijnej przemianie, a nie o gwałtownej agresji, niechęci albo rewolucji. Kiedy doświadcza się pokus cielesnych lub jest się w samym centrum seksualnego zamętu, ma się pozornie uczciwe pragnienie, w istocie zawoalowaną pokusę, by sobą pogardzać, by się nie lubić. Nie o to chodzi. Słabość zmysłowa jest pierwszym oddźwiękiem grzechu pierworodnego, jaki człowiek odczuwa. Należy zaufać drodze wzrostu, harmonii, podczas której stopniowo zmienia się mentalność, myślenie, sposób odczuwania i zachowań, z gr. nous – nawyki myślowe, świadomość, styl postrzegania i przeżywania rzeczywistości. Zatem ścieżką edukacji zmysłowej będzie droga kultu, uprawy ciała, szacunku dla niego, nabywania cnót, a nie szarpanie się, obelga, neurotyczność, impulsywność. Jak i ku czemu prowadzisz swoją cielesność? Ku czemu ją formujesz? Kto żyje powoli, refleksyjnie, głęboko, ten łagodnie lecz stopniowo uprawia swoje ciało i doprowadza je do przemiany. Kto zrywa i ucieka, porani sobie – często nieodwracalnie – wrażliwą przecież zmysłowość. A jest ona tak samo cennym darem od Boga.

Mt 16, 21-27. Szesnasty rozdział ewangelii Mateusza ma kolosalne znaczenie. Jest bardzo pouczający. Zestawienie dwóch twarzy Szymona Piotra w jednym i tym samym rozdziale, to słynna opowieść. Jeszcze tydzień temu rybak został pasowany przez Jezusa na papieża. Tryumfował, wykazał się głęboką, duchową intuicją, był mądry. W tym tygodniu natomiast - a trzeba pamiętać, że ta narracja, miejsce i sytuacja, to ten sam rozdział ewangelicznego opowiadania - zniechęca do siebie Pana. W jednej sekundzie Piotr z mędrca, stał się męczącym głupcem, uległ niepoważnym impulsom. I dlaczego ewangelista Mateusz opowiada to wszystko w jednym rozdziale? Bo trzeba wierzyć w Jezusa Chrystusa, a nie w ludzi, nawet jeśli noszą oni tytuł skały i ubierać się będą na biało. To nie wystarczy. Człowiek zawsze może zbłądzić.

Jezus jest dobrym wychowawcą i lubi przygotować swoich uczniów na najgorsze. Pan potrafi zapobiegać temu, co może nadejść i zgorszyć bardzo pierwotne jeszcze, nawet surowe dusze apostołów. Nauka Pańska, jaką można medytować w tę niedzielę, ma właśnie charakter edukacji prewencyjnej. Pan nie ukrywa, że będzie cierpiał i że Jego męka to żadna przenośnia (w. 21). Ból Jezusa Chrystusa to nie są jakieś romantyczne zmagania się z pustką młodego Wertera. Byłoby to śmieszne i niedorzeczne. Cierpienie krzyża dosięgnie dna duszy Jezusa. Coś z tego odczuwał już Jeremiasz, jakby zapowiedź ukrzyżowania ale w pełnię podobnej udręki wejdzie tylko Jezus. Czy masz realne problemy? Czy nie zajmujesz się zbyt długo czymś infantylnym albo banalnym, stawiając to w centrum swoich myśli i pragnień, rozgryzając, trawiąc?

W ten sposób chrześcijaństwo odkrywa istotę własnego posłannictwa. Po co aż takie cierpienie Chrystusa? Bóg jest przez to solidarny z egzystencją każdego człowieka. Nikt z ludzi nie może przeżyć swoich dni, nie konfrontując się z bólem fizycznym, duchowym albo moralnym. I co z tym zrobić? Można usiłować uciekać w buddyjską nirwanę – na próżno! Można więc odczłowieczyć się, spisać akt ateistycznej filozofii – po co? To pomnaża udrękę. Trzeba obumrzeć w samotności, aż zrodzi się nowy owoc – tym razem wyzwolony spod znamion śmiertelności, utracalności, chwilowości (w. 25-26). Piotr tego nie rozumie. Nie dojrzał jeszcze w pełni do chrześcijaństwa (w. 22). Jest jak podobni jemu, bardzo smutni ludzie, którzy nie wiadomo po co idą za Jezusem. Na wszelki wypadek? Dla spokoju? Żeby czuć się w porządku? Pan mówi wprost i szczerze, że osoby o tak powierzchownej duszy, która sugeruje wiarę w Boga, a tak naprawdę chodzi o zwykły, religijny egocentryzm, osłabiają współbraci, z gr. scandalon – przeszkoda, zawada, gorszyciel (w. 23). Tylko ten, kto do końca obumiera przez wiarę, przedziwnie rodzi się dla Boga.

ks. Jarosław Tomaszewski